Propozycja do odrzucenia

Fot. Trafnie.eu

Poniedziałek był ostatnim dniem okna transferowego w polskiej piłce. Udawanie podniecenia tym faktem byłoby trudniejsze, niż awans do Ligi Mistrzów.

Gdy zamykały się okna w czołowych ligach europejskich w polskich mediach trąbiono o tym na okrągło. Potem od razu pojawiały się różne podsumowania i komentarze. W Ekstraklasie okno zamknęło się po cichutku, praktycznie niezauważalnie, co zauważyli chyba jedynie wybrańcy.

Najkrócej można je podsumować tak – sprzedano kogo się tylko dało, a później tradycyjnie bajdurzono o zagranicznym „szrocie” sprowadzanym do Polski. Czyli w sumie bez zmian.
Muszę przyznać, że w jednym przypadku słowo „szrot” zastąpiono intrygującym określeniem „hitowy transfer”. Senegalczyk Diafra Sakho, uczestnik ostatnich mistrzostw świata w Rosji, był podobno bardzo bliski przejścia do Górnika Zabrze. Reklamowano go jako „byłą gwiazdę West Hamu United”.

W Ekstraklasie każdy potencjalny zawodnik mający na koncie jakikolwiek występ w Premier League z urzędu jest traktowany jako ktoś wyjątkowy. A Sakho grał jeszcze w lidze francuskiej, choć ostatnio nie grał nigdzie, bo brakowało chętnych na jego zatrudnienie. Dobrze więc kombinował, by w takiej sytuacji zaczepić się gdzieś na chwilę, choćby w polskiej lidze, ale… (za: wp.pl):

„Diafra Sakho jednak nie podpisze kontraktu z Górnikiem Zabrze. Kością niezgody była długość umowy. Senegalski piłkarz chciał na Górnym Śląsku spędził tylko pół roku, a klub widział w nim napastnika na lata”.

Czyli „transferowego hitu” jednak nie będzie. W moim mocno subiektywnym podsumowaniu zimowego okna na takie miano zasłużył inny transfer, którego też nie… było. Właściwie powinienem napisać – wymiana, jaką zaproponowano (za: przegladsportowy.pl):

„Możemy wam już teraz oddać Alana Czerwińskiego, ale wy musicie nam wypożyczyć na wiosnę Christiana Gytkjaera - podobno taką ofertę kilkanaście dni temu prezes KGHM Zagłębia Lubin przedstawił szefowi Lecha Poznań”.

Na tym przykładzie można uczyć jak złożyć propozycję (jedynie) do odrzucenia. Każdy średnio nawet zorientowany w realiach polskiej piłki wie, że Lech na nią nie miał prawa się zgodzić. Nie odda przecież swego najlepszego napastnika, mimo że w ostatnim ligowym meczu zaprezentował się słabiutko.

Po co więc składać takie propozycje? Chyba po to, by choć trochę odreagować, czyli zdenerwować konkurencję. Skoro nie udało się zatrzymać Czerwińskiego, skoro nie udało się cokolwiek na nim zarobić, warto w ramach rewanżu wbić szpilę rywalom. By trochę więcej bolało, gdy uświadomią sobie, że wspomniany zawodnik do końca sezonu pozostanie jednak w Lubinie.

▬ ▬ ● ▬