Pytanie, które nie jest śmieszne

Fot. Trafnie.eu

Nie miałem najmniejszego problemu z wyborem bohaterów kończącego się tygodnia. Na wszelki wypadek wyjaśnię, że tych związanych z polską piłką.

Myślę, że głównego bohatera nie musiałbym nawet wymieniać z nazwiska, by wszyscy wiedzieli o kogo chodzi. Patrząc co wyprawia Robert Lewandowski zastanawiam się, jak można było tak go kiedyś poniewierać, czy próbować nawet sadzać na ławę? Czy niektórym tak zwanym ekspertom nie jest dziś wstyd, choć powinno? 

Lewandowski w sobotę zdobył trzynastą bramkę w dziewiątej kolejnej kolejce Bundesligi, czyli każdej od początku rozgrywek, co jest nowym rekordem niemieckiej ligi. Jego wszystkie strzeleckie rekordy trudno zliczyć. Ciekawy jestem tylko reakcji mediów, niemieckich i polskich, po pierwszym meczu, w którym gola jednak nie strzeli, co wcześniej czy później zdarzyć się musi.

Trudno uznać za niespodziankę fakt, że na początku tygodnia polski napastnik znalazł się w trzydziestce nominowanych do najbardziej prestiżowej nagrody dla piłkarzy - „Złotej Piłki” przyznawanej przez magazyn „France Football”. Byłoby sensacją, gdyby się nie znalazł. Od lat konsekwentnie twierdzę, że jest piłkarzem światowej klasy. Nawet wtedy, gdy wcale nie było to jeszcze takie oczywiste w jego ojczyźnie.

Czy Lewandowski ma szansę na „Złotą Piłkę”? Raczej wątpię, najwyżej iluzoryczną. Ale już sam fakt, że można zadać takie pytanie i nie jest śmieszne, świadczy o jego klasie i tym co osiągnął. Głównie dzięki uporowi i niewiarygodnej pracy nad sobą. Mam przecież na myśli zawodnika, którego kiedyś bezceremonialnie pogoniono z Legii, i to z drużyny rezerw (!!!), gdy był u progu dorosłej kariery…

Teraz o bohaterze negatywnym. Taka rola przypadła niestety Janowi Bednarkowi. W jego futbolowej biografii na zawsze pozostanie mecz, którym trudno się chwalić. Otóż w piątkowy wieczór był jednym z obrońców drużyny Southampton, która przegrała u siebie z Leicester City 0:9! To najwyższa porażka jakiejkolwiek drużyny na własnym stadionie w historii angielskiej ekstraklasy.

Bednarek zaznaczył swój niechlubny udział w wyjątkowym wydarzeniu. Jego zagranie stało się wisienką na torcie zdecydowanie niestrawnym dla miejscowych kibiców. Już w doliczonym czasie gry, właściwie w ostatniej akcji meczu, sfaulował w polu karnym napastnika gości Jamie Vardy’ego, dając mu okazję do zdobycia z rzutu karnego ostatniej bramki w meczu, a jego trzeciej, co zrobił.

Przez wiele ostatnich miesięcy wielokrotnie podkreślano, że Badnarek jest podstawowym zawodnikiem drużyny grającej w Premier League, jako rodzaj komplementu i dowodem, że zasługuje z tego powodu na miejsce także w wyjściowym składzie reprezentacji. Mecz Southampton z Leicester City udowodnił, że bywają chwile, gdy miejsce na ławie może okazać się zbawienne.

I na koniec mój najbardziej subiektywny z bohaterów tygodnia. Jego wybór stanowić będzie, tak sądzę, zaskoczenie dla większości czytających ten tekst. Myślę nawet, że wielu ciągle nie wie, kim jest Tomasz Salski. Właściciel firmy pogrzebowej „Klepsydra” i prezes Łódzkiego Klubu Sportowego pomógł mu wrócić do Ekstraklasy, a ostatnio się zawziął i nie pogonił trenera Kazimierza Moskala mimo ośmiu porażek z rzędu. Choć w innych klubach podobne praktyki są normą.

W sobotę i trener, i piłkarze odpłacili się prezesowi za brak nerwowych ruchów kolejnym zwycięstwem, pokonując u siebie Raków Częstochowa 2:0 po meczu, który naprawdę przyjemnie się oglądało. Tak jak z przyjemnością śledzi się kolejne ruchy dokonywane przez Salskiego w łódzkim klubie.

Jeszcze we wrześniu zaimponował mi stwierdzeniem, że nie zwolni Moskala, nawet gdyby drużyna spadła z ligi. Razem z nim będzie miała najwyżej zadanie do niej jak najszybciej wrócić. Bo skoro ktoś na wiosnę wywalczył awans, udowodnił, że do roboty się nadaje, więc po co go zwalniać, po co szukać innego?

Jeszcze przed sezonem po rozmowach z łódzkimi dziennikarzami pisałem, że Salski „to człowiek ogarnięty” i najlepsze, co ŁKS mogło się przytrafić. Ostatnie wydarzenia tylko wspomnianą tezę potwierdzają.

▬ ▬ ● ▬