2019-03-03
To jakiś spisek!
Znowu o tym samym? A właściwie dlaczego nie? Skoro dotyczy zdecydowanie najważniejszego tematu w rodzimym futbolu. Choć raczej trudno się tym chwalić.
Ricardo Sa Pinto nie da o sobie zapomnieć. Stał się bez wątpienia bohaterem tygodnia w polskiej piłce. To zdecydowanie nienormalne, by najwięcej mówić o tym, co działo (dzieje) się poza boiskiem, a nie co dzieje (działo) się na nim. Ale już się przyzwyczaiłem, że akurat nienormalność jest w polskiej piłce normalnością.
Dlatego w mediach zdecydowanie więcej miejsca zajmują relacje z konferencji prasowej po meczu Legii z Miedzią Legnica, a nie z wcześniejszych wydarzeń na boisku. Trener Sa Pinto wypowiadał się przez ponad dwadzieścia pięć minut (!), co jest z pewnością rekordem ligi w ostatnich latach.
Trudno powiedzieć, żeby odpowiadał na pytania, jak to zazwyczaj bywa na konferencjach. Zamiast tego wyjątkowo szczegółowo odniósł się do zarzutów Krzysztofa Mączyńskiego postawionych w wywiadzie, którego fragment cytowałem w poprzednim tekście. Adresat tychże zarzutów stwierdził, że ich autorowi szkoda w ogóle poświęcać czas, ale jednak go poświęci, choć ostatni raz. I ten ostatni raz był naprawdę dobrze przygotowany z wypisanymi na kartce wszystkimi najważniejszymi kwestiami, które postanowił wyśmiać.
Gdyby dać wiarę wszystkiemu, co Sa Pinto mówił o Mączyńskim, ten powinien być natychmiast aresztowany za działanie na szkodę Legii. Wielokrotnie nazwał go kłamcą i wielokrotnie odsyłał dziennikarzy, by bezpośrednio pytali piłkarzy i pracowników Legii o potwierdzenie prawdziwości przedstawionych przez niego argumentów.
Bardzo ciekawa propozycja, bo wygląda mniej więcej tak, że szef każe pytać swoich podwładnych, czy jest dobrym szefem. Raczej nie trzeba być filozofem, by przewidzieć, co mogą odpowiedzieć.
To dowodzi niezbicie, że Sa Pinto żyje w swej egocentrycznej rzeczywistości, a wszyscy wokół są mu potrzebni tylko do potwierdzenia faktu, że jest wspaniały, wybitny, wyjątkowy i oczywiście NIEOMYLNY! Dlatego wszystkie zarzuty Mączyńskiego oczywiście bez wyjątku odrzucił, czy wręcz wykpił.
Niektóre z nich i użyte przeciw argumenty nabierają wręcz komicznego wydźwięku. Jak ten, czy Portugalczyk (nie) chciał płacić za wspólną kolację z piłkarzami, lub czy chciał, by osoby zajmujące się w klubie sprzętem czyściły mu… buty.
Nie będę nawet próbował owych wątków rozwijać. Założę sobie hipotetycznie, że może Mączyńskiego jednak trochę poniosło. Może postanowił odreagować po stresującym okresie spędzonym w Legii pod rządami portugalskiego trenera, który przesunął go do rezerw, więc przejechał się po nim po całości, nie tracąc czasu na niuanse. Czyli może Sa Pinto jednak choć trochę ma rację?
Podkreślam, to tylko założenie, ale dla mnie istotne dla dalszych rozważań. Bo skoro Mączyński to rzeczywiście taki wredny kłamca, czy Sa Pinto nie jest pechowcem? Czy nie trafia ciągle na podobnych gagatków, którzy chcą z niego „zrobić złego człowieka”, którym przecież (oczywiście!) nie jest?
No bo taki Arkadiusz Malarz wręcz eksplodował na Twitterze, wyraźnie zniesmaczając portugalskiego szkoleniowca, choć wcześniej raczej nic podobnego mu się nie przytrafiało. Michał Probierz okazał się wyjątkowo wyrachowany. Najpierw, według słów Sa Pinto, nie okazał mu szacunku, a potem w bezczelnie prowokacyjny sposób zaproponował po meczu podanie ręki.
Obrzydliwcem okazał się też grający w Lechii Gdańsk Serb Filip Mladenović, znający Portugalczyka ze wspólnej pracy w Crvenej zvezdzie Belgrad i Standardzie Liege. Stwierdził, że za trenerem nie tęskni. Ten natychmiast dał temu odpór, nazywając go kłamcą. Bo kto to słyszał, by za takim szkoleniowcem nie tęsknić?
Sa Pinto bezczelnie zaczepiają też polscy redaktorzy. Gdy jeden na konferencji prasowej zarzucił jego drużynie „brak stabilności”, błyskawicznie został zbesztany jak pies, bo powyższa uwaga w ocenie Portugalczyka przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości, stanowiąc oczywisty brak szacunku.
Sędziowie to oddzielny temat. Robią mu na złość dosłownie w każdym meczu, jawnie faworyzując rywali Legii. Nawet we własnym klubie ktoś wykonuje krecią robotę, skoro boisko na Łazienkowskiej po zimowej przerwie nie nadaje się do gry takiej, jaką pan trener preferuje.
No i jeszcze kluby, w których wcześniej pracował w kilku krajach. Nikt się na nim nie poznał. Nigdzie nie zakotwiczył dłużej niż sezon. Jakiś obrzydliwy spisek złych ludzi? Wszyscy ciągle przeciwko niemu? Kto by to wytrzymał?
On wytrzymuje! Mam tylko nadzieję, że wszyscy jakoś wytrzymamy jego romans, oby jak najkrótszy, z polską piłką.
▬ ▬ ● ▬