2014-11-14
Wreszcie w odwróconych rolach
Polska rozbiła w Tbilisi Gruzję 4:0. Bycie Polakiem w piątkowy wieczór na stadionie Dinama stanowiło powód do dumy. Dlatego przyjmowałem gratulacje!
Gdy mecz się kończył od razu pomyślałem jak przywita mnie gruziński przyjaciel Alexander Jibładze. Nie byłem specjalnie zdziwiony stwierdzeniem, którego oczekiwałem:
"A nie mówiłem"?
Wynik nie stanowił dla Aleko żadnego zaskoczenia. Zaskoczeniem był raczej przebieg pierwszej połowy:
"Nie przypuszczałem, że zagrają tak dobrze. To było najlepsze czterdzieści pięć minut reprezentacji Gruzji w tych eliminacjach".
W drugiej połowie mecz wyglądał już tak, jak przewidywał, gdy dzień wcześniej wyjaśniał mi dlaczego nie wybiera się na stadion. Podsumował więc swoją reprezentację po raz kolejny bez znieczulenia:
"W piłkę trzeba umieć grać, gdy się wygrywa, ale też gdy się przegrywa. Stracisz bramkę, no i co? Staraj się ją odrobić, biegaj, walcz. Mecz jeszcze się nie skończył. A oni? Schowali uszy po sobie. Widać było, że nie są drużyną”.
Konferencja prasowa trenera Temura Kecbaji trwała moment. Jeszcze szybciej jego zawodnicy przemknęli przez strefę udzielania wywiadów. A ja czułem się, jakbym był jednym z... piłkarzy Adama Nawałki. Pewien gruziński dziennikarz gratulował mi wygranej. Drugi stwierdził:
„Klasa mistrzowska! Wybieram się na EURO 2016 do Francji. Będę tam oczywiście kibicował Polsce”.
Kolejny powiedział, choć bez żalu:
„Nie myślałem, że tak strasznie nas zlejecie”.
Od razu przypomniały mi się mecze, gdy role były poprzedzielane odwrotnie. I polscy piłkarzy nie mający za bardzo ochoty rozmawiać. Bo kto ma ochotę się gęsto tłumaczyć jak przegrywa 0:3 czy 0:4? Pamiętałem przecież mecz z tą samą Gruzją na tym samym stadionie. Spore oczekiwania, jak zwykle. I wynik też, jak zwykle (wtedy) 0:3.
Ile ja takich rozczarowań przeżyłem? Ile razy słyszałem, że przecież wcale nie jest tak źle, jak się wydaje. Że jeszcze nie wszystko stracone, trzeba tylko wygrać każdy mecz do końca eliminacji, itp., itd. Wreszcie po latach jakaś miła odmiana. Aż miałem ochotę powiedzieć Gruzinom – dobrze znam to wasze uczucie. Nawet za dobrze. Może dlatego z większą ostrożnością podchodzę do zachłystywania się szybkimi sukcesami.
Napisałem niedawno, że na pochwały przyjdzie jeszcze czas. Zwycięstwo z Niemcami było niezwykle cenne, choć równie szczęśliwe. Za Szkocję trudno chwalić tylko za odrabianie strat, skoro najpierw przyszły błędy i stracone bramki. Z Gruzją, jak lubią mówić piłkarze - „na zero z tyłu”, a do tego zdemolowanie rywali. Jak w boksie, w pierwszej połowie wytrzymali wymianę ciosów, a w drugiej dobili gospodarzy bez litości.
Wydaje mi się, że coś powoli zaczyna się zmieniać. Uwierzę, że się zmieniło po trzech wyjazdowych meczach w przyszłym roku z Irlandią, Niemcami i Szkocją. Na razie zuchy Nawałki mogą spokojnie zapaść w zimowy sen z poczuciem nieźle spełnionego obowiązku.
▬ ▬ ● ▬