Atletico i Real z… Vassiljevem w tle

Fot. Trafnie.eu

W Tallinnie odbyły się derby Madrytu. Dlaczego akurat tam? To efekt prowadzonej od kilku lat polityki UEFA mającej służyć promocji piłki nożnej.

Promocji w krajach, w których wielkie kluby prawie nie zaglądają, jeśli w ogóle zaglądają, za pomocą Superpucharu Europy. Kiedyś mecz o to trofeum rozgrywany był w Monako. Od kilku lat zaczął objazd po różnych krajach. Przed rokiem gościł na przykład w Macedonii, a wcześniej także w Gruzji, stając się prawdziwym wydarzeniem.

W Tbilisi przeniesiono go z mniejszego stadionu Lokomotiwe, gdzie wstępnie miał być rozegrany, na większy Dynamo, bo tak wielkie było zainteresowanie kibiców. Koczowali nocą w kolejce, by kupić bilety.

Superpuchar Europy rozegrany w Tallinie był z pewnością najważniejszym wydarzeniem piłkarskim w historii Estonii. Kiery znów na maleńkim stadionie zagrają w poważnym meczu o stawkę drużyny tej klasy co Real i Atletico? Pewnie nigdy.

Dlatego można tylko zazdrościć mieszkańcom Madrytu. Co tydzień mają okazję oglądać któregoś ze zdobywców jednego z dwóch europejskich pucharów. A dwa razy do roku na dokładkę jeszcze derbowe spotkanie między nimi. Co najmniej dwa razy, bo Real z Atletico wpadają na siebie jeszcze w różnych rozgrywkach pucharowych.

Ich mecz w Tallinnie był trzecim na najwyższym europejskim poziomie w ostatnich pięciu latach! Dwa razy drużyny spotkały się w finale Ligi Mistrzów. W 2014 (Lizbona) i 2016 (Mediolan) Real był lepszy, choć oba finały miały niezwykle dramatyczny przebieg. W pierwszym potrzebna była dogrywka, w drugim aż rzuty karne.

W Tallinnie też nie obyło się bez dogrywki, ale tym razem 4:2 wygrało Atletico, co nie ukrywam mnie cieszy. Życzyłem mu zwycięstwa już w obu finałach Ligi Mistrzów. A to dlatego, że z szacunkiem odnoszę się zawsze do kibiców, którzy wspierają swój klub w cieniu wielkiego rywala. Triumf w Superpucharze Europy stanowi nagrodę za ich wytrwałość. 

Wynik jest szeroko komentowany z Cristiano Ronaldo w tle, a raczej jego brakiem w składzie Realu. Lepiej jednak przyjrzeć się obrońcom drużyny, którzy popełniali katastrofalne błędy, z czym Ronaldo nie miał(by) nic wspólnego. W drugiej połowie triumfatorzy Ligi Mistrzów prowadzili 2:1 i mogli mecz spokojnie wygrać. Teraz mają się nad czym zastanawiać, skoro przegrali.  

I na koniec o polskim akcencie spotkania o Superpuchar Europy. Prowadzili go sędziowie z Polski pod wodzą Szymona Marciniaka. Prowadzili z powodzeniem, choć z pewnością nie należał do najłatwiejszych. Szczególnie pomiędzy Diego Costą i Sergio Ramosem iskrzyło od początku. Marciniak potrafił nad tym zapanować do końca nie wyrzucając żadnego z boiska. 

Być może dzięki temu polskie skojarzenia ze stadionikiem w Tallinnie będą odtąd związane głównie z nim. Bo do środy najpierw powracał z pamięci mecz reprezentacji Polski rozegrany równo sześć lat wcześniej, będąc selekcjonerskim debiutem Waldemara Fornalika. Jego drużyna przegrała 0:1, a bramkę w doliczonym czasie gry zdobył Konstantin Vassiljev.

Później trafił do Ekstraklasy. Dziś jest piłkarzem Piasta Gliwice ostatnio karnie zesłanym do rezerw. Dlatego podczas ostatniego weekendu strzelił bramkę w klasie okręgowej w starciu z Orłem Mokre. Żaden ze zdobywców goli w środowym spotkaniu o Superpuchar raczej wyczynu Estończyka w polskiej okręgówce nie powtórzy...  

  ▬ ▬ ● ▬