Czy piłkarze są winni?

Fot. Tarfnie.eu

W ostatnim tygodniu jeden temat wzbudził najwięcej emocji. Związany jest oczywiście z koronawirusem. Ale też z ulubionym narodowym sportem.
 
Epidemia wirusa nie zmieniła ludzkich upodobań, co akurat nie powinno dziwić. Dlatego niezmiennie najbardziej podnieca dyskusja o zarobkach innych. A ostatnie dni przyniosły kilka powodów, by pochylić się nad pensjami piłkarzy.
 
Najpierw nad potencjalnym ich zmniejszeniem, niby zgodnie z „prawem” stanowionym przez Ekstraklasę S.A., które jednak z prawnego punktu widzenia nie miało żadnej mocy sprawczej. Dla osób słabo zorientowanych w futbolowych realiach szokująca była informacja,że kluby mogą obciąć zarobki zawodnikom nawet o połowę, ale w Ekstraklasie najwyżej do dziesięciu tysięcy złotych miesięcznie.
 
Następnie zaczęło pojawiać się coraz więcej informacji, że zawodnicy wielu drużyn buntują się i nie za bardzo mają ochotę godzić na tak wielkie obniżki. Tym boleśniejsze, że wiele klubów ma wobec nich finansowe zaległości, nawet spore. A w tym sprzeciwie popiera ich prezes Polskiego Związku Piłkarzy Euzebiusz Smolarek twierdząc (za: onet.pl):
 
„Nigdy nie powiedziałem, że piłkarze nie powinni oddawać niczego ze swojej pensji, odniosłem się wtedy tylko do tego, że z góry narzucono 50-procentowe cięcie. Myślę, że 90% zawodników chciałoby oddać pieniądze, ale mówiłem też o zaległościach, z którymi niektórzy borykają się od stycznia. Jeśli klub płacił na czas, bardzo łatwo o dogadanie się”.
 
Swoistą puentą do rozważań na wspomniany temat stanowiło ujawnienie wysokości zarobków zawodników Ekstraklasy w Kanale Sportowym. Najwyższe pensje w poszczególnych klubach pobierają (za: onet.pl): Artur Jędrzejczyk (Legia Warszawa) - 200 tysięcy złotych miesięcznie, Marko Vejinović (Arka Gdynia) - 120 tys. zł, Christian Gytkjaer (Lech Poznań) - 120 tys. zł, Filip Starzyński (Zagłębie Lubin) - 115 tys. zł, Ivan Runje (Jagiellonia Białystok) - 90 tys. zł czy Dusan Kuciak (Lechia Gdańsk) - 80 tys. zł.
 
Te orientacyjne, „podane w złotówkach kwoty zostały podane przy założeniu, że 1 euro równa się 4 złotym, bo większość zawodników chce, aby kluby przelewały im zarobki w europejskiej walucie”. I trzeba jeszcze dodać to nich premie za mecze.
 
Wraz z publikacją pojawiły się komentarze, że „kwoty porażają”. Mnie nie, bo wcześniej orientowałem się w poziomie zarobków zawodników w polskiej lidze. Ale doskonale rozumiem, że dla osób niezorientowanych w futbolowych realiach, sumy są szokujące. Szczególnie w koszmarnych czasach, gdy codziennie pojawiając się informacje o kolejnych ludzkich dramatach związanych z utratą pracy. A przecież to dopiero początek kryzysu, którego wielkość na razie trudno przewidzieć.   
 
Na pewno każdy, kto znalazł się w trudnej sytuacji, do tego bez większych perspektyw na jej poprawę w najbliższym czasie, marzy by ktoś zmniejszył mu pensję do dziesięciu tysięcy miesięcznie! Ale jednocześnie trzeba postawić pytanie – czy piłkarze są winni, że tak dobrze zarabiają? Każdy zarabia przecież tyle, ile pracodawca zgodził się mu zapłacić. Trudno oczekiwać, by ktoś zaproponował mniejsze zarobki, negocjując kontrakt, gdy otrzymuje ofertę wysokiej pensji.
 
 
A do czego prowadzi wydawanie pieniędzy podyktowane chorymi ambicjami, dowodzi przykład Arki Gdynia. Jest na skraju bankructwa, choć jeszcze niedawno potrafiła wypracować zysk. Niestety nowy właściciel, zupełnie bez żadnego doświadczenia w piłkarskiej branży, zapragnął, by drużyna grała pięknie. I zaczął szastać pieniędzmi. W omawianym zestawieniu zarobków piłkarzy w przypadku Arki największe pensje otrzymują (otrzymywali?) obcokrajowcy: Marko Vejinović - 120 tys. zł, Fabian Serrarens - 60 tys. zł i Azer Bulusadzić - 60 tys. zł.
 
Jak się domyślam właśnie oni mieli zapewnić Arce sukcesy i wymarzony styl gry. Dlatego zarabiali więcej niż Pavels Steinbors, prawdziwa gwiazda drużyny, 50 tys. zł, czy Michał Nalepa, wychowanek i jej „waleczne serce”, 40 tys. zł. Niestety kibice w Gdyni nie doczekali się ani pięknej gry, ani wystarczającej liczby zdobytych punktów. Zamiast tego jest miejsce w strefie spadkowej i kilkumilionowy dług. Arka za chwilę może pożegnać się na lata z Ekstraklasą, co potwierdził w wywiadzie Nalepa (za: przegladsportowy.pl):
 
„Prezes powiedział otwarcie, i za to duży szacunek dla niego, że jeśli nie znajdzie się nowy właściciel, grozi nam bankructwo. Dodał, że prowadzone są rozmowy z kandydatem i dopóki nie znajdą szczęśliwego finału, pensje zostaną wstrzymane. Wtedy wydawało się, że jest dla nas ratunek, ale ostatecznie tamten inwestor zrezygnował”.
 
Warto zacytować jeszcze tę wypowiedź Nalepy:
 
„Każdy wie, jak było z Arką. W ciągu trzech lat w stabilnym klubie, który finansowo był na małym plusie, zrobiły się duże długi. I to nie jest wina piłkarzy. My graliśmy najlepiej, jak potrafiliśmy. Nie mając wielkiego budżetu, wywalczyliśmy Puchar Polski, odnieśliśmy też inne małe sukcesy. A później, mimo że teoretycznie pojawiły się większe pieniądze, wpadliśmy w finansowe tarapaty”.
 
To na pewno nie była wina piłkarzy. Tak jak nie jest winą piłkarzy, że często ktoś chce im płacić więcej niż na to zasługują...
 
 ▬ ▬ ● ▬