Nawet nie dał mi szansy!

Fot. Trafnie.eu

Cristiano Ronaldo zdobył siedemsetną bramkę w karierze. Z tej okazji przez światowe media przetoczyła się lawina okolicznościowych laurek.

Ja się nieco wyłamię i na samym początku uczciwie przyznam, że go nie lubię. No nie, jeśli mam być naprawdę uczciwy, muszę napisać, że WPROST GO NIE CIERPIĘ. Jego nadąsanej miny, toksycznej atmosfery, która zawsze tworzy wokół siebie i wiecznej pretensji do całego świata, że ktoś w ogóle śmie uważać innych za lepszych od niego. Działa na mnie jak pyłki kwitnących na wiosnę roślin na alergików. 

Ten nieznośny narcyzm odrzuca mnie skutecznie, czy wręcz paradoksalnie przyciąga, by skorzystać z każdej sytuacji i wbić mu szpilę. Dlatego poświęciłem Ronaldo z kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt tekstów, ciężko wszystkie zliczyć.

Ta deklarowana niechęć odnosi się do jego charakteru, a nie do umiejętności. Potrafię je ocenić i docenić, czy wręcz go podziwiać. Jerzy Dudek w swojej biografii „nieREALna kariera” opisał tytana pracy. Ciężkiej, systematycznej pracy wykonywanej przez piłkarza, który jako pierwszy pojawiał się na treningach Realu, a opuszczał klub jako ostatni. Indywidualne ćwiczenia na siłowni, jeszcze przed normalnymi zajęciami z drużyną, pozwoliły mu utrzymać organizm w tak doskonałej kondycji, że nawet w wieku trzydziestu i kilku już lat może śmiało walczyć na boisku z dziesięć lat młodszymi grajkami, nie ustępując im niczym w przygotowaniu fizycznym.

Ronaldo jest przykładem jak praca nad sobą, w połączeniu z odpowiednim trybem życia, może pozwolić wspinać się na coraz wyższe poziomy piłkarskiej kariery. Jednak moje hasło – JEŚLI NIE MOŻESZ ZOSTAĆ MESSIM, ZOSTAŃ RONALDO – ciągle aktualne. Jeden talent najczystszej wody. Drugi tytan pracy. Obaj wspięli się na sam szczyt. Choć dla mnie Portugalczyk nigdy nie był i nie będzie lepszy od Argentyńczyka! Nie tylko dlatego, że go nie cierpię.

To najbardziej bolesny punkt Cristiano, który z typową dla siebie skromnością stwierdził przecież, że lepszego piłkarza w historii od niego nie było, bo „ma wszystko” (umiejętność gry nogami, ale też i głową). Tego genialnego, naturalnego operowania piłką Messiego nie ma na pewno. I nigdy mieć nie będzie.

Zastanawiam się, czy jego ogromne piłkarskie dokonania muszą iść w parze z toksycznym charakterem? Czy jedno wynikało z drugiego? Czy bez tej zawziętości, bezwzględnego dążenia do celu, byłby dziś w tym samym miejscu kariery?

Pewnie zwolennicy rozkapryszonego narcyzka spróbują w ten sposób rozgrzeszać jego nieznośne zachowania. Ale ja szybko zbiję taki sposób myślenia mocnym argumentem. Bo zapytam – a Robert Lewandowski? Też tytan pracy, też super profesjonalnie podchodzący do swych obowiązków. Miał zdecydowanie trudniejszą drogę do sławy. Niech ktoś przeanalizuje początkowe lata jego kariery, szczególnie bezceremonialne pogonienie z Legii Warszawa. Życie go z pewnością nie rozpieszczało, wręcz odwrotnie.

A przecież to też piłkarz najwyższej światowej klasy, a jednak nie zadziera tak bezczelnie nosa jak Ronaldo. Można powiedzieć, że jest normalnym człowiekiem, na ile można być normalnym w nienormalnym współczesnym świecie na szczycie piłkarskiej sławy.

Niestety Ronaldo nawet na chwilę nie dał mi szansy swoim zachowaniem, bym mógł z sympatią spojrzeć na niego jak na normalnego człowieka, a nie tylko wiecznie rozkapryszoną gwiazdę.

▬ ▬ ● ▬