Obecność nadobowiązkowa i...

Fot. Trafnie.eu

Nie miałem większych problemów z wytypowaniem najważniejszego wydarzenia kończącego się tygodnia. Choć mam wrażenie, że może wzbudzić zdziwienie.

Było nim ogłoszenie wyników na najlepszego piłkarza w ubiegłym sezonie w plebiscycie UEFA, bo meczu Legii z Rangersami już nie brałem pod uwagę, poświęcając mu wcześniej dostatecznie dużo miejsca

Może doprecyzuję – nie same wyniki plebiscytu mnie interesowały, ale to, co działo się na uroczystej gali. Od razu muszę się przyznać do porażki, bo nie wierzyłem, że pojawi się na niej jeden z trzech nominowanych do nagrody, Cristiano Ronaldo, jeśli nie będzie miał szans na zwycięstwo. Bo było więcej niż prawdopodobne, że wygra Virgil van Dijk.

I wygrał z ogromną przewagą (305 punktów), ale obok niego siedział Ronaldo, dopiero trzeci w klasyfikacji (74 pkt). A do tego rozdawał uśmiechy i komplementy, między innymi dla siedzącego z drugiej strony i drugiego w plebiscycie (207 pkt) Leo Messiego. Zachowanie rozkapryszonego narcyzka było dla mnie szokiem, biorąc pod uwagę, co potrafił wyprawiać wcześniej.

Skąd ta zmiana? Nie wierzę w nagłe obniżenie poziomu samozachwytu Portugalczyka. TO NIEMOŻLIWE! Czyli co, posłuchał mądrych doradców? Mam na ten temat swoje zdanie. Może zrozumiał, sam lub z czyjąś pomocą, że skrajnie aroganckie zachowanie, bezgraniczna buta szkodzi jego wizerunkowi. A to z kolei szkodzi różnym interesom sygnowanym skrótem „CR7”. A Ronaldo o własne interesy dbać potrafi bardzo dobrze. Na pewno występ na gali im nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie.

Drugie najważniejsze dla mnie wydarzenie tygodnia związane jest z Ekwadorczykiem Joelem Valencią. Dziwi mnie, że polskie media zupełnie o nim zapomniały, gdy został sprzedany do Brentfordu. Czyli potraktowany jak (ich ulubione określenie) niechciany szrot, którego wreszcie udało się pozbyć z rodzimej ligi. A to przecież nasz człowiek, bo najlepszy zawodnik Ekstraklasy w ubiegłym sezonie!

Otóż w sobotę Valencia wreszcie zadebiutował w The Championship, czyli drugiej lidze angielskiej. W 83. minucie zmienił Saïda Benrahmę w wygranym 3:0 mecz z Derby County. Wcześniej wystąpił tylko w Pucharze Ligi, będącym z reguły szansą dla rezerwowych, i przesiedział na ławie jeden cały mecz ligowy.

Nie słyszałem o żadnej jego kontuzji uniemożliwiającej grę. Czyli NAJLEPSZY ZAWODNIK POLSKIEJ LIGI potrzebował miesiąca, by zadebiutować, wchodząc z ławki, w przeciętnym angielskim klubie drugoligowym (14. miejsce)!!! Jego dotychczasowy dorobek (za: espnfc.com): 7 minut w lidze, bez oddanego strzału. W Pucharze Ligi: 3 strzały, 1 celny, 2 razy faulował, 2 razy był faulowany.

Jak na mistrza i najlepszego zawodnika ligi, z której został kupiony, dorobek zdecydowanie skromny. Uwagę te dedykuję władzom tej ligi, którzy systematycznie informują o kolejnych jej wspaniałych osiągnięciach.

PS: Tak przy okazji – ciekawy jestem, czy Valencia porozmawiał po meczu Brentfordu z Derby County z Krystianem Bielikiem, który wyszedł w podstawowym składzie na środku obrony w barwach drużyny gości, ale przy takim wyniku i pozycji na boisku raczej nie miał się czym pochwalić.

▬ ▬ ● ▬