2019-06-09
Pozory dostatku
Polska rozegrała w Warszawie kolejny mecz eliminacyjny do mistrzostw Europy z Izraelem. Mnie jednak bardziej intrygują opinie dotyczące poprzedniego.
Po zwycięstwie 1:0 z Macedonią Północną w Skopje brakuje mi tylko ogłoszenia żałoby narodowej. Padają słowa „antyfutbol”, „wina” czy „wstyd”. Żeby nie było wątpliwości – dotyczą drużyny, która prowadzi w grupie z kompletem punktów, ponieważ wygrała trzy pierwsze mecze w eliminacjach. Co prawda dwa tylko 1:0, ale na wyjeździe, nie tracąc w żadnym bramki.
Jednak po tym ostatnim komentarze są jednoznaczne – co z tego, że zwycięstwo, ale gra tragiczna. Kolejny raz zresztą. Można więc z satysfakcją stwierdzić, że Polska jest piłkarską potęgą, co najmniej na miarę Francji czy Hiszpanii, bo tylko od nich można aż tyle wymagać. Skoro jest tak dobrze (komplet punktów), dlaczego jest tak źle (fatalny styl)?
Mam na temat reprezentacji, raczej całej polskiej piłki, wyrobione zdanie, które nie zmienia się od lat, bo nie ma podstaw, by się zmieniło. Czasami korzystny splot okoliczności sprawia, że drużyna osiąga nieco lepsze wyniki, jak podczas EURO 2016. Nie można jednak tracić rozumu postrzegając jej ówczesne rezultaty w kategoriach genialnych osiągnięć. Jej potencjał jest ciągle marny, a tylko PR-owe zabiegi PZPN, na które już coraz mniej naiwnych daje się nabierać, stwarzają pozory dostatku. Jak można się uważać za piłkarską potęgę, skoro od lat trwają bezskuteczne próby znalezienia rozsądnego kandydata na lewą obronę???
A co do stylu gry - kiedy Polska grała pięknie? W 1974 roku na pewno. A później? Proszę sobie przeanalizować mitologizowany występ na EURO 2016, czyli warto po raz kolejny (niestety) sobie przypomnieć:
„Wbrew temu co się pisze w polskich mediach nie wszyscy zachwycali się grą wybrańców Nawałki we Francji. Bo co innego docenić zaangażowanie, walkę i skuteczność prezentowaną przez drużynę, a co innego jej styl. Muszę to powiedzieć – wielokrotnie podczas meczów Polaków słyszałem gwizdy na trybunach głównie ze strony kibiców niezaangażowanych emocjonalnie w ich przebieg. Zapłacili za bilety przede wszystkim po to, by obejrzeć widowiskowy mecz. A tego wybrańcy Nawałki, podający piłkę głównie do boku i do tyłu, im nie gwarantowali.
Proszę przeanalizować pięć spotkań i zwrócić uwagę ile było w nich celnych prostopadłych podań. Niestety wielokrotnie głównym rozgrywającym zespołu stawał się z konieczności Łukasz Fabiański”.
Wracając bezpośrednio do ostatniego meczu, jest już kilku winnych „zwycięstwa wstydu” z Macedonią Północną. Choćby Przemysław Frankowski. Okazuje się, że to jednak nie ta klasa, by hasać w reprezentacji na skrzydle. Ale czy to nie ten sam Frankowski, który miał z powodzeniem zastąpić Jakuba Błaszczykowskiego powoływanego tylko ze względu na rodzinne koneksje przez swego wujka? Minęło kilka miesięcy i obie teorie okazały się warte tyle, co nic. Chyba niektórzy znów zaczęli tęsknić za zdrowym i wcześniej już niechcianym Błaszczykowskim…
Drugim, który się nie nadaje, jest Mateusz Klich. Czy to nie ten, który miał być (kolejnym) zbawieniem reprezentacji, którego rodzime media domagały się w wyjściowym składzie w roli defensywnego pomocnika? Może dziś wyrzucają go z drużyny ci sami, którzy jeszcze całkiem niedawno się nim zachwycali?
Podziwiam też wiarę w teorię, że jeśli Brzęczek pośle do boju dwóch napastników, nasze orły natychmiast nastrzelają rywalom worek bramek. Co prawda jej zaprzeczeniem był niedawny mecz z Łotwą – Lewandowski z Piątkiem w wyjściowym składzie – co jednak na nikim nie zrobiło żadnego wrażenia, nie przyczyniło się do jakiegokolwiek zrewidowania poglądów.
Tak samo jak wnioski z meczu z Macedonią Północną. No bo przecież wprowadzenie drugiego napastnika po przerwie przyniosło natychmiastowy efekt. Rzeczywiście, PRZY KURIOZALNEJ BRAMCE ZDOBYTEJ Z RZUTU ROŻNEGO, USTAWIENIE Z DWOMA NAPASTNIKAMI MIAŁO KLUCZOWE ZNACZENIE.
Oczywiście można realnie oceniać możliwości drużyny i nie wymagać od niej, by dorównywała najlepszym, choć nie ma na to potencjału. Ale można też mieć pretensje, że reprezentacja nie gra pięknie, choć wyszarpuje punkty rywalom w słabej grupie. Tak samo można wspominać zwycięstwo nad Niemcami, gdy połowa drużyny rywali zakończyła karierę po zdobyciu mistrzostwa świata albo była kontuzjowana, zamiast wspominać porażkę z nimi rok później. I oczywiście można wierzyć mojemu ulubionemu ulubieńcowi Janowi Tomaszewskiemu, że występ w Skopje był wstydem, zamiast przypomnieć sobie wygadywane przez niego bzdury tuż przed startem mistrzostw świata w Rosji, że Polskę stać na półfinał!
Każdy musi sam dokonać wyboru.
▬ ▬ ● ▬