Wstydu nie było

Fot. Mateusz Kostrzewa - legia.com

Legia przegrała kolejny mecz w Lidze Mistrzów, ze Sportingiem. Komentarze w polskich mediach sprowadzają się z grubsza do stwierdzenia – patrz tytuł.

Jeśli ktoś tak podsumowuje mecz z perspektywy przegranej drużyny to dowód, że dzielą ją od przeciwnika lata świetlne. W pierwszym meczu zresztą, tym niesławnym z Borussią w Warszawie przegranym 0:6, było jeszcze gorzej. Przed następnym w Lizbonie pojawiły się więc obawy o kolejną kompromitację. W tym kontekście wynik 0:2 można wręcz uznać za całkiem przyzwoity.

Legia prezentowała się nieźle przez pierwszy kwadrans. Potem, aż do przerwy, gra toczyła się tylko na jednej połowie, wiadomo czyjej. W konsekwencji padły dwie bramki. W drugiej połowie gra się bardziej wyrównała. Piłkarze z Warszawy potrafili dłużej utrzymywać się przy piłce. Stworzyli nawet jedną dogodną sytuację, którą mógł (powinien?) wykorzystać Radović. Nie łudźmy się jednak…

Legia w całym meczu nie oddała celnego strzału na bramkę rywali! Nie warto się zachłystywać jej lepszą postawą w drugiej połowie. Gdyby ktoś miał co do tego wątpliwości, powinien posłuchać opinii trenera Sportingu Jorge Jesusa. Wyjaśnił, że jego zawodnicy mając korzystny wynik nie chcieli ryzykować po przerwie i walczyć o kolejne bramki. Tym można więc tłumaczyć, że wygrali tylko 2:0. W domyśle – gdyby chcieli, strzeliliby kilka więcej. Dość brutalna refleksja, ale niestety odpowiadająca boiskowym realiom.

Gdy oglądałem mecz Legii z Borussią też odnosiłem wrażenie, że gdyby rywale się trochę sprężyli pewnie strzeliliby kolejnych sześć goli. Okazali się jednak miłosierni, podobnie jak ekipa z Portugalii.

To niestety najsmutniejsza refleksja. Klubowa piłka w Europie już tak się rozjechała, że poszczególne kraje (ligi) dzieli przepaść nie do przeskoczenia. Może być tylko gorzej, bo UEFA szykuje zmiany w europejskich pucharach, które te różnice jeszcze pogłębią.

Nie chodzi nawet o pięć lig uważanych za najsilniejsze. Portugalia w porównaniu z Polską też jest już inną galaktyką. Sporting pod koniec okna transferowego wzmocnił swój atak kupując z Wolfsburga Holendra Basa Dosta (strzelił Legii jedną z bramek) za dziesięć milionów euro. To dla klubów Ekstraklasy kwota zupełnie abstrakcyjna. Transfer za milion euro uważany jest przecież za szczyt rozpusty.

Żeby nie było tak ponuro, warto na koniec wspomnieć o nowym trenerze Legii. Debiutował w tej roli Jacek Magiera. Nie przeląkł się trudnego sprawdzianu na początku swojej pracy. Już to dobrze o nim świadczy.

W meczu z Borussią na boisku przebywało jedenastu piłkarzy Legii, a za boczną linią miotał się śmieszny człowieczek. W Lizbonie Legia znów była drużyną. Tyle udało się zrobić Magierze po trzech dniach pracy. Trudno było oczekiwać od niego cudów.

Na pewno jest znacznie rozsądniejszym wyborem niż poprzednik Besnik Hasi. Szkoda, że ten przez kilka miesięcy musiał zrazić do siebie niemal wszystkich i jeszcze wziąć za to wielką odprawę, by szefowie klubu zdecydowali się w końcu postawić na Magierę.

▬ ▬ ● ▬