Superstrzelec z prawdziwą prawdą w tle

Fot. Trafnie.eu

Koniec roku to czas wszelkiego rodzaju podsumowań. Uznałem więc za obowiązek przedstawić bohaterów swojego subiektywnego podsumowania.

Kto był osobowością polskiej piłki w 2015 roku? Pytanie niezbyt trudne, skoro odpowiedź może być tylko jedna. Przynajmniej od drugiej polowy września, bo na początku roku bywało jeszcze różnie. Z obowiązku przedstawię bohatera, choć każdy musi się domyślać, że chodzi o Roberta Lewandowskiego. Nawet cztery bramki, które strzelił wcześniej Realowi to nic, w porównaniu z pięcioma w ciągu dziewięciu minut jakie zaaplikował Wolfsburgowi.

Zastanawiałem się nad tym kilka razy i ciągle jego wyczyn wydaje mi się wybrykiem z rodzaju zjawisk niewytłumaczalnych. Trzeba bowiem podkreślić, że dokonał tego nie w sparingu na początku przygotowań do sezonu z jakimiś „ogórkami”, ale w meczu Bundesligi, czyli jak najbardziej poważnej walce o punkty jednej z najsilniejszych lig świata! I to jest prawdziwy fenomen. Fajnie, że z Polakiem w głównej i jedynej roli.

Że Lewandowski jest piłkarzem światowej klasy zauważyłem już dawno. Mam nadzieję, że w kończącym się roku zauważyli to też ci, którzy gwizdali na niego na meczach reprezentacji (wcale nie tak dawno!), gdy w kilku kolejnych nie mógł strzelić bramki.

Prezes PZPN Zbigniew Boniek też świetnie sprzedawał się w mediach. To między innymi zasługa (NAGRODA SPECJALNA!) genialnie pracującego wydziału propagandy związku, co piszę bez najmniejszej ironii! Gdy ktoś mimo wszystko odważył się napisać, że pan prezes bezdusznie zwolnił jednego ze starszych pracowników PZPN, szybko ustosunkował się do tego i przywrócił go do roboty, więc tematu już nie ma. Tematu orzełka umieszczonego z tyłu koszulek, w których zawodnicy świętowali awans do EURO 2016 właściwie w ogóle nie było. Oto dowód, że media pracują jak należy. Czyli patrzą na polską piłkę jak należy patrzeć z perspektywy PZPN.

Niestety ten błogi nastrój zakłócił Kazimierz Greń. Oto kolejny z głównych aktorów mijającego roku. Sam wystawił się w jednej z wiodących ról, co niestety nie najlepiej świadczy o całym środowisku. Najpierw była farsa z jego aresztowaniem za handlowanie biletami przed meczem z Irlandią w Dublinie. Potem kilka kolejnych odcinków udowadniania, że jest niewinny. Ostatni na zjeździe PZPN. I jeszcze kara jaka spadła na Grenia w ekspresowym tempie, a niewspółmierna do zarzutów, choćby w porównaniu z czynami korupcyjnymi, i to stawianych raczej głównie na podstawie poszlak.

Nie byłem, nie jestem i nie będę adwokatem pana Kazimierza, bo jego metod autokreacji nie potrafię zaakceptować. Natomiast jeszcze bardziej nie potrafię zaakceptować metod jakimi pozbyto się go z PZPN. Z niecierpliwością czekam więc na sprawy sądowe, które wyżej wymieniony obiecał wytoczyć wszystkim, którzy go oczernili.

Mogą być naprawdę ciekawe i pouczające, bo żadnych mocnych dowodów jego winy nie zauważyłem. Może jednak media, które go najwcześniej osądziły, mają jakiegoś asiora w rękawie? Warto trochę poczekać, by otrzymać odpowiedź na intrygujące pytanie. Czyli otrzymać „prawdziwą prawdę”, jak z wdziękiem stwierdził Greń. Jeśli już w 2016 roku, na pewno będzie nie mniej ciekawy, niż ten poprzedni.

▬ ▬ ● ▬