2020-04-22
Za dużo prawdy, za mało...
Serial dokumentalny „Niekochani” wzbudza sporo emocji, skoro pojawiają się nowe komentarze na jego temat. Choć nie wiem, czy akurat takie, jak powinny.
Niedawno Mateusz Klich, pomocnik Leeds United i reprezentacji Polski, zapytany, czy rzeczywiście czuje się niekochany, odpowiedział (za: przegladsportowy.pl):
„Tak. Nie przez kibiców, tylko przez was. Przez media”.
I media zaczęły reagować nie tylko na cytowaną wypowiedź. Reagować tak, jak można się było spodziewać. Czyli, w dużym skrócie, że podobne uwagi ze strony piłkarzy nie mają większego sensu.
Nie zgadzam się z Klichem nie tylko dlatego, że jestem wrogiem wszelkich generalizacji. Powiedziałbym raczej, że piłkarze prawie nigdy nie są traktowani tak, jak powinni. Praktycznie przy braku odpowiedzialności za słowo, gdy nikt nie ma nawet ochoty pamiętać, co mówił czy pisał wcześniej, opinie na konkretny temat nieustannie przypominają sinusoidę.
Może więc zamiast wypominać piłkarzom, że się niesłusznie czepiają, lepiej najpierw spojrzeć w lustro? Spojrzę pierwszy i przypomnę, że wiele razy prosiłem – nie wymagajcie od piłkarzy więcej niż potrafią!!! Oczywiście bez szans, by ktokolwiek posłuchał apelu psującego efekciarskie wrażenie.
Bo czyż Adam Nawałka ze swoją ekipą nie miał jechać na mistrzostwa świata do Rosji nawet po medal? Pamiętam takie głosy na pewno słyszane znacznie donośniej niż te przestrzegające przed wiarą w cuda. Musiałby bowiem zdarzyć się cud, by reprezentacja taki medal zdobyła. Nie przeszkadzało to jednak w pompowaniu balonika, raczej ogromnego balonu, który pękł z hukiem.
A czy jeszcze przed rokiem polska piłka nie miała prawdziwego geniusza? Chyba każdy pamięta relacje na żywo z podpisywania kontraktu przez Krzysztofa Piątka z Milanem. Jakie głupoty wtedy o nim wypisywano, z transferami do Barcelony i Realu Madryt włącznie! Czyli znów jazda bez trzymanki w oderwaniu od rzeczywistości. I znów bolesne z nią zderzenie, bo przecież Piątek piłkarskim geniuszem nie jest, więc nie mógł spełnić rozbudowanych do granic obłędu oczekiwań.
A komentarze po pierwszych meczach eliminacyjnych kadry Brzęczka? Narzekanie na styl gry. Na to mogą sobie pozwolić Hiszpanie czy Holendrzy, a nie Polacy, którzy w reprezentacyjnej piłce nie osiągnęli nic wielkiego od dziesięcioleci. Budowanie teorii o wspaniałej drużynie tylko na fakcie, że udało się jej wczołgać do ćwierćfinału mistrzostw Europy we Francji, ma równie istotne znaczenie, jak rozdmuchane do granic obłędu zwycięstwo w Warszawie nad Niemcami. Czyli z rywalem w mocno rezerwowym składzie, na samym początku przebudowy drużyny po zdobyciu mistrzostwa świata.
Najpierw oczekiwania większe niż możliwości, a potem połajanka, gdy nie udaje się ich zaspokoić. A nie mogło by być normalnie? Nie, bo prawda jest dziś w odwrocie. Prawda zawsze jest szara, czyli zbyt nudna dla współczesnych mediów bijących się o klikalność w internecie. Tym należy tłumaczyć fenomen mojego ulubionego ulubieńca – Jana Tomaszewskiego, który nagadał już tyle głupot, a ciągle jest pytany przez media o kolejne.
Kogo interesują opinie, że zwycięstwo nad Niemcami było zdecydowanie przeszacowane, skoro naród zachwycał się nim bardziej, niż historycznym zwycięstwem przed wiekami pod Grunwaldem? Kogo interesowały opinie, że Piątek nie jest takim futbolowym wirtuozem jakim go postrzegali rodacy, gdy podpisywał rekordowy kontrakt? To by się za słabo sprzedało, czy raczej nie nadawało się na sprzedaż w internecie, w którym nieustannie trzeba walczyć z konkurencją o większą klikalność.
W komentarzach do serialu „Niekochani” za wzór zawodnika, który się nie mazgai, podawany jest Robert Lewandowski. W filmie jest taka scena, gdy po wygraniu eliminacji idzie rozluźniony do autokaru. Zza kamery słychać sugestię, że wreszcie nie czuje już presji. Kapitan reprezentacji odpowiada, że „kto nie wytrzymuje ciśnienia, ten nie gra na wysokim poziomie”.
Niestety przykład Lewandowskiego nie jest zbyt trafny, bo chyba niektórych znów zawiodła pamięć. Ja mam chyba za dobrą, bo doskonale pamiętam, co dziś wydaje się niewiarygodne, kto go chciał sadzać go na ławie, gdy nie strzelał bramek w reprezentacji w kilku meczach!
A histeria z nim związana po mistrzostwach w Rosji? Przecież zrobiono z niego głównego winowajcę słabej gry drużyny. Szczytem głupoty były wystawiane oceny za grę, kiedy wyżej od Lewandowskiego oceniono Dawida Kownackiego! Nie przypominam sobie wtedy uśmiechu na twarzy tego pierwszego, bo ciśnienie było zdecydowanie za wielkie.
Broniłem Lewandowskiego, gdy kopano go bez sensu i próbowano sadzać na ławie. Broniłem zaraz po mistrzostwach w Rosji. Potrafiłem realnie ocenić umiejętności Piątka, gdy już zaczęto stawiać mu pomniki. Nie traktowałem awansu do ćwierćfinału mistrzostw Europy jak zdobycia co najmniej mistrzostwa świata. Nigdy nie przeceniałem zwycięstwem nad Niemcami w Warszawie. Radziłem doceniać zwycięstwa kadry Brzęczka, czyli drużyny średniej klasy europejskiej, zamiast wymagać od niej pięknej gry, niemożliwej do spełnienia.
Nie sądzę jednak, by wymienione argumenty stanowiły mój atut. Wręcz przeciwnie. Za dużo w nich prawdy, za mało efekciarstwa, więc trudno oczekiwać, by mogły liczyć nawet na przeciętną klikalność.
▬ ▬ ● ▬